Mam 20 miesięcy

DSCN8922

A dokładanie dwadzieścia miesięcy i dziewięć dni. Niestety, w moim pamiętniku znowu pojawiły się zaległości! Cóż, nie po raz pierwszy, spóźniam się ze swoją tradycyjną, comiesięczną notatką! Proszę, nie miejcie mi tego za złe… To nie moja wina!
Ostatnimi czasy dużo się działo, a ja – bądź, co bądź – jestem tylko małą dziewczynką, słodkim Okruszkiem, na którego nie wypada się długo gniewać…

Pamiętacie? W poprzednim miesiącu trochę się martwiłam brakiem choinki…
W holenderskich domach drzewka wyrosły bardzo wcześnie, a w naszym mieszkaniu wciąż wiało pustką. Mama straszyła, że u nas na podłodze leży za dużo zabawek i przez to brakuje miejsca dla choinki. Na szczęście okazało się, że tym razem nie miała racji! Przekonałam się o tym pewnego grudniowego poranka, gdy jeszcze w piżamce zeszłam do salonu.
Moje oczy oniemiały z zachwytu! W rogu pokoju stała choinka.

DSCN8789

Nie była duża, ale to nie szkodzi!
Ja przecież też mam najmniejszy rozmiar z domowników, a mimo to z moim zdaniem wszyscy najbardziej się liczą. Więcej, całe rodzinne życie kręci się wokół mojego rytmu dnia! Stąd wiem, że „małe” znaczy „ważne”!
A choinka wyglądała ślicznie! Obwieszona bombkami, łańcuchami, mikołajami, aniołkami, gwiazdkami wprost kraśniała z dumy! Prawdziwa modnisia! Wkrótce okazało się, że choć w kącie stoi, to uważa się za najważniejszą personę! Gdy chciałam z bliska obejrzeć bombki, zaraz na mnie pokrzykiwała: „Tylko delikatnie, bo jeszcze coś stłuczesz! Uważaj, ostrożnie!” O matko, ale z niej panna niedotykalska!

DSCN8955

Chyba wszyscy w końcu mieli dość jej humorków, bo pewnego popołudnia choinka po prostu… zniknęła! Gdy obudziłam się, po mojej popołudniowej drzemce, w pokoju nie było ani śladu po zielonej księżniczce. Próżno zaglądałam w każdy kącik! Sprawdzałam, czy gdzieś się nie schowała, czy bombki czasem nie zgubiła, ale nic z tego.
Pokazywałam mamusi puste miejsce, próbując po swojemu spytać, co się stało, ale matka wzruszała ramionami i mówiła „Tak, nie ma choinki. Skończyły się święta Bożego Narodzenia. Drzewko będzie za rok.” I tyle się dowiedziałam.
Ach, dorośli bywają tajemniczy… Domyśliłam się, że choinka jest jakoś ściśle powiązana ze świętami. A teraz może poszła szukać innej publiczności lub wybrała się na wakacje?

Wróćmy jednak do Świąt Bożego Narodzenia.
W dniu pojawienia się choinki w naszym domu, moi rodzice od rana byli bardzo zajęci. Ja biegałam wokół zielonej strojnisi i wciąż się zachwycałam świecidełkami, a mama… wolała biegać po kuchni! Fakt, tam też było całkiem ciekawie. Na półkach leżało mnóstwo różnych produktów spożywczych, a nad nimi unosiły się cudowne zapachy…
Do tego jeszcze te dźwięki – coś skwierczało na patelni, coś innego bulgotało w garnku… Ach, poezja! Co jakiś czas próbowałam sprawdzić, jak wygląda sytuacja w kuchni, ale szybko mnie stamtąd przeganiano.
Z upływem godzin rodzice wykazywali się coraz większą nerwowością, a moje rodzeństwo przeciwnie – euforią i podekscytowaniem.

DSCN8911

Razem tworzyło to gęstą atmosferę w domu.
Siostra i brat nagle zaczęli się interesować astronomią. Uparli się, że będą szukać pierwszej gwiazdki na niebie. Jakieś nowe hobby, czy co?
W końcu, gdy zrobiło się ciemno, a mój żołądek z głodu ścisnął się w supeł, rodzice ulitowali się i nakryli do stołu. A właściwie schowali stół pod wielkim, białym obrusem.
Dzieci miały rozłożyć talerze i sztućce, ale wciąż się myliły i mama musiała dostawiać kolejne nakrycia. Jedno dla wujka, który miał z nami zjeść „wieczerzę” (tak właśnie mówiono dziś o kolacji), a drugie – „dla wędrowca” (cóż, jeszcze lepsze określnie).
Z tajemniczymi gośćmi przy stole wieczór zapowiadał się naprawdę interesująco!

Byłam tak zaintrygowana, że nawet nie przeszkadzało mi przebranie się w elegancką sukienkę. Niestety, gdy stół uginał się od smakowitych potraw, tata -zamiast po prostu nałożyć nam jedzenie -wpadł na dziwaczny pomysł.
Wziął do ręki niebieską książkę i zaczął czytać bajkę o narodzeniu małego chłopca w stajence. Oczywiście nie omieszkałam zaprotestować!
„Tato, pomyliłeś kolejność, czytanie jest przed snem, a nie przed jedzeniem” – krzyczałam, ale niezrażony ojciec kontynuował swój niecny i złośliwy plan.
Okazało się, że dopiero się rozkręcał! Potem jeszcze odmówił modlitwę, a następnie wziął do ręki biały papierek, połamał go i obdarował nas mniejszymi częściami.
Wszyscy uważali, że tak widocznie musi być, bo -jak gdyby nigdy nic- zaczęli składać sobie nawzajem życzenia nie zwracając uwagi na moje nieszczęsne: „Heloł, zupa stygnie! Dość tego! Przecież tata miał urodziny w zeszłym tygodniu, wtedy był czas na życzenia…”

DSCN8833

Jednak oni jacyś tacy „niekumaci” byli tego wieczoru!
A więc to tak? Święta polegają na tym, że robi się przerwę od słuchania Okruszka?
To już wolę dzień powszedni, gdy to ja jestem „pępkiem świata”!
Strasznie ssało mnie w żołądku, więc próbowałam oszukać głód jedząc ten biały papierek. Na szczęście okazał się smaczny i jadalny.

Po życzeniach w końcu usiedliśmy do stołu. Potraw niby było wiele, ale tak naprawdę nie znalazłam nic specjalnie smacznego dla siebie. Posmakowała mi jedynie zupka w pięknym, różowym kolorze. Spróbowałam też trochę chlebka i rybki.
Cóż, w zasadzie to by było na tyle!
Niecierpliwie rozglądałam się za gośćmi, ale dwa naczynia wciąż pozostawały puste.
Kolacja zdawała się za to nie mieć końca! Siedzenie przy stole bardzo mnie zmęczyło.

Zatem po jedzeniu akcja przeniosła się w pobliże choinki, która niemal zaczęła obrastać w piórka z dumy. Rozpoczęło się wspólne śpiewanie kolęd. To takie piosenki właśnie o tym dzieciątku, które się narodziło. Nie ukrywam, byłam ciut zazdrosna!
Śpiewają dla innego dziecka, a przecież mają mnie, też całkiem malutką dziewczynkę… Kołysanki dla Jezuska okazały się skuteczne w działaniu, całkiem nieźle utuliły mnie do snu – słodko zasnęłam na ramieniu mamy. I na tym wigilijny film mi się urwał…

DSCN9045

Niczego więcej nie pamiętam!
Niestety, nie dowiedziałam się, czy odwiedził nas wujek i „wędrowiec”.

Jednak najlepsza niespodzianka czekała na mnie następnego poranka…
Pod choinką leżały prezenty! Wszystkie – tylko dla mnie! Na dodatek, nie żadne tam klocki, tylko w końcu to, o czym marzyłam – łóżeczko i krzesełko dla lali. Hura!

DSCN8928

I książeczka do tego, i układanka.
To lubię, ten świąteczny dzień był wyjątkowo udany, całej naszej rodzinie upłynął pod znakiem zabawy. Moje rodzeństwo grało w grę planszową, a ja próbowałam im towarzyszyć, ale tak naprawdę to miałam robotę z moimi lalkami.
Musiałam je wszystkie przymierzyć do łóżeczka, usadzić w krzesełku.

DSCN9035

Ululać i nakarmić. A że laleczek mam sporo to i minął mi na tych czynnościach niemal cały dzień. No, ale takie święta to mogą być!
Okazało się zresztą, że nie tylko ja dostałam prezenty. Każdy z domowników miał powód do radości. Mama z tatą otrzymali książki, moje rodzeństwo zresztą również.
Iskierka tuliła pluszowego reniferka, a brat składał jakiegoś dziwnego „superczłowieka”. Wszyscy byli zadowoleni!

DSCN8873

Nie wiem, kiedy dokładnie święta się skończyły.
Pamiętam, że – po kilku dniach – na ustach domowników zaczęły gościć określenia: „Sylwester”, „koniec roku”, „Nowy Rok”.
Nie rozumiałam, o co chodzi, nikt nie kwapił się też, by mi to wyjaśnić.
Spokojnie czekałam na rozwój sytuacji. I wkrótce wszystkiego sama się dowiedziałam!

Otóż, Sylwester to taki dzień, w którym moja mamusia jest smutna i rozkojarzona. Tatuś robi sałatkę z krewetek. A dzieci upierają się, że nie pójdą spać.
W domu jest ciepło i przyjemnie. Choinka jeszcze stoi, ale już tak nie zadziera nosa, bo każdy oswoił się z jej obecnością, toteż nikt nie zwraca na nią uwagi.
Po kolacji można się bezkarnie objadać pączkami, bo ponoć to holenderska tradycja sylwestrowa. Mnie tego nie trzeba powtarzać dwa razy!

DSCN9103

A później? … Tak naprawdę, to nie wiem, co było potem!
Na dworze zapanował straszliwy hałas, po niebie fruwały kolorowe ptaki, a gwiazdy urządzały wybory tej najpiękniejszej i najjaśniejszej.… A może to był tylko sen?
Zasnęłam bowiem wyjątkowo twardo.
Ponoć obudziłam się w Nowym Roku. Ale jak to możliwe? Nie mam pojęcia!
Czy ktoś z was wie? Czy ktoś może mi to wytłumaczyć?

DSCN8823

Ten wpis został opublikowany w kategorii Z pamiętnika Okruszka i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

6 odpowiedzi na „Mam 20 miesięcy

  1. plucazycia pisze:

    Okruszek niech rośnie zdrowo! Absolutnie się nie gniewamy opóźnieniami w postach. Sami to znamy! 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  2. I my bardzo się cieszymy,ze świeta Wam upłynęły w miłej ,rodzinnnej atmosferze. Zyczymy dużo zdrowia i następnych ciekawych przeżyć ! Pozdrawiamy Was i ślemy buziaki !

    Polubione przez 1 osoba

  3. Ola pisze:

    A jutro też jest taki dzień, że można się objadać pączkami! Co mam zamiar uczynić w dużych ilościach 🙂 Mam nadzieję, że Wy też, szczególnie Okruszek.

    Ślicznie opisałaś Święta. Bardzo lubię czytać tego bloga, bo on mi pokazuje, że posiadanie dzieci może być fajną zabawą (tak, tak… wiem, że jest to też i przede wszystkim ogromny obowiązek), a nie tylko udręką. Jestem na takim etapie życia, że właśnie powoli powolutku rozważam ewentualność powiększenia rodziny i mnie to lekko przeraża. Ale z Twoim blogiem przeraża mnie mniej. Więc czytam, żeby zminimalizować strach 😉

    Polubione przez 1 osoba

  4. Igomama pisze:

    Olu, dziękuję Ci za odwiedziny i ten ciepły, szczery komentarz. Przeczytałam go ze wzruszeniem. Miło mi, że tak pozytywnie odbierasz naszą rodzinę, a małe „szaleństwa” Okruszka i reszty załogi nie zniechęcają Cię do macierzyństwa, a wręcz przeciwnie;)
    Tak to już jest w życiu, że bezpiecznie się czujemy w znanej, przewidywalnej sytuacji i każda ewentualna zmiana na początku nas niepokoi i przeraża. Musimy do niej dojrzeć, oswoić się z nią, a wówczas, nie wiadomo kiedy, nadchodzi taki moment, że zaczynamy wprost pragnąć nowej jakości, bo teraźniejszość przestaje nas uszczęśliwiać.
    Rozumiem Twe obawy, Olu, ja też kiedyś strasznie się bałam roli mamy, wciąż wydawało mi się, że nie jestem na nią gotowa, sama czułam się dzieckiem – takim dorosłym dzieckiem.
    Zresztą teraz też nieobce mi są różne lęki związane z wychowaniem dzieci, obawa „co z nich wyrośnie”, jak ułoży im się życie… Strach chyba jest wpisany w rolę mamy, na szczęście nie tylko;) Przede wszystkim jest to ogrom miłości! Trzymam kciuki za Twoje dojrzewanie do macierzyństwa i jestem pewna, że będziesz cudowną, bardzo świadomą mamą:)
    Pozdrawiam serdecznie:)

    Polubienie

    • Ola pisze:

      No właśnie, boimy się tego, czego nie znamy. A ja to mam jeszcze inne dziwne obawy, np. że życie mi się skończy i że później to już nic tylko „kaszki i kupki”. Bardzo lubię też podróżować, a podróże z dzieckiem to już… no właśnie, inna jakość. Pytanie, czy gorsza? Na początku też na pewno poszaleć za bardzo nie można, bo z maluszkiem przecież nie pojadę na Sri Lankę czy do Stanów, ale mogę pojechać nad Morze Bałtyckie (przynajmniej mam taką nadzieję, że mogę) i też będzie super.

      Pozdrawiam znad pączków. Szczególnie polecam pączki z powidłami 🙂 I dziękuję za słowa otuchy 🙂

      Polubione przez 1 osoba

  5. Igomama pisze:

    Olu, zobaczysz, za parę lat będziesz się śmiała ze swoich obaw.
    Może i faktycznie – wraz z macierzyństwem – w pewnym sensie „Twoje życie się skończy”, ale zacznie się nowy rozdział – barwny, pełen wzruszeń i zabawnych przygód.
    Zapewniam, że akcja będzie się toczyć wartko i tak ciekawie, jak nigdy dotąd;)
    Cóż, przez rok rzeczywiście będą to „kaszki i kupki”, ale nie dłużej;)
    Z maluszkiem pojedziecie nie tylko nad Bałtyk, dalej też Wam się uda. Teraz jest coraz więcej atrakcyjnych ofert na wypoczynek i wyjazd z dziećmi. A jak dziecko stanie się bardziej samodzielne, będziecie mogli spokojnie zostawić je np. pod opieką babci i w tym czasie tylko we dwoje udać się na dalszą wycieczkę; taką bardziej egzotyczną lub nastawioną na zwiedzanie, która przy małym dziecku byłaby ciężka do realizacji.
    Ja co prawda jeszcze z takiej możliwości nie skorzystałam, bo chyba rzeczywiście coś mi się w mózgu przestawiło i teraz szkoda mi każdej chwili bez dzieci;)
    Zakładam, że jakbyśmy wyjechali z mężem na wczasy we dwoje, to i tak wciąż bym wypatrywała placów zabaw i innych atrakcji dla dzieci i marudziłabym ” Czemu nie zabraliśmy dzieci? Patrz, jak dobrze by się tu bawiły…itp”. 😉 Więc coś w tym wszystkim jest:)
    Dużo mądrości kryją stare polskie przysłowia: „Strach ma wielkie oczy” i „Nie taki diabeł straszny, jak go malują”;) Będzie dobrze, Olu:)
    Dziękuję Ci za pączkowe pozdrowienia i pamięć o nas.

    Ps. Moje pączki z kształtu okazały się kuzynami racuchów, wyszły płaskie jak talerze.
    Mąż po przyjściu z pracy (nie pamiętał, że to Tłusty Czwartek) skomentował je słowami „O,jakiś nowy przepis na racuchy testowałaś?”

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Ola Anuluj pisanie odpowiedzi