Powroty, powroty…

DSCN8102

Holenderskie wakacje trwają dokładnie sześć tygodni.
Ten wolny od nauki czas spędziłam z dziećmi u rodziny w Polsce.
Wróciliśmy w minioną niedzielę, bowiem w poniedziałek, 29 sierpnia, uczniowie w Północnej Holandii rozpoczynali nowy rok szkolny.
Jak zwykle na wakacje zabrałam laptopa w przeświadczeniu, że będę pisać notatki na bloga i nadrabiać zaległości mailowe. Cóż…

Mój elektroniczny przyjaciel spędził lato w torbie i nawet na moment nie został wyjęty z futerału. Zresztą nie ma tu większego zaskoczenia, zdarzyło się to nie po raz pierwszy!
Brak dostępu do Internetu w okresie wakacji niechaj pomoże usprawiedliwić moje milczenie. Przy okazji ponownie miałam okazję przekonać się, jak wiele zalet niesie odpoczynek od mediów. Najważniejszą jest chyba spokój wynikający z braku dostępu do złych wiadomości, a także… czas na czytanie książek!

Powroty, powroty…
Do innego kraju, do szkoły, do dni w całości spędzanych z najmłodszą córeczką…
To nie są dla mnie łatwe momenty. Muszę się ponownie zaaklimatyzować w Holandii, odnaleźć swój zagubiony rytm i wtoczyć codzienność na właściwe tory…
Na razie wciąż je mijam. Nie trafiam w rozmiar.
Żyję w niejakim rozdwojeniu. Trochę jestem jeszcze w Polsce, a drugie trochę już w Holandii. Nigdzie naprawdę…

W kraju nad Wisłą i Odrą bociany spoglądały na przechodniów ze swoich przydrożnych gniazd, lasy kusiły jagodami i grzybami, otaczały nas bliskie twarze, zewsząd brzmiała ojczysta mowa, tak jasna i zrozumiała, że już bardziej nie można.
Zresztą wszystko  wydawało się być proste i oczywiste.
Z polskiej perspektywy Holandia jawiła się odległą krainą, niemal snem…
A teraz sen się urzeczywistnił!

„Tam” przeobraziło się w „tu”. Obraz bocianów, lasów i bliskich ludzi najpierw odbił się w szybie samochodu, a potem rozmył się wraz z przejechanymi kilometrami.
Krajobraz  zmienił się szybko niczym program w telewizorze. Pstryk i już!

Teraz po kanałach leniwie płyną kaczki i łabędzie, małe domki z pięknymi ogródkami przeglądają się na przemian to w wodzie, to w niebie. Kwiaty przyodziały się w najpiękniejsze barwy. Przechodnie uśmiechają się do siebie i pozdrawiają wzajemnie. Mówią w niezrozumiałym języku? Nie szkodzi… I tak, z lekkim niedowierzaniem, spostrzegam, że coraz więcej wyrazów potrafię „wyłuskać” z potoku zdań, umiem nadać im znaczenie i mniej więcej (no niestety nadal jest to raczej mniej aniżeli więcej) potrafię wydobyć sens w wypowiedzi Holendra.
Z holenderskiej perspektywy Polska zdaje się być krajem tak dalekim, że aż nierealnym… Krajem “gdzieś tam”…

Długa podróż samochodem z Polski do Holandii powinna pomóc w asymilacji, w przestawieniu się na odbiór innej rzeczywistości, gdy trzeba pożegnać Polskę i zarazem powitać Holandię.
Na nieistniejącej polsko – niemieckiej granicy jak zwykle poczułam znajomy uścisk serca, do tego skurcz chwytający za gardło…
“Do widzenia Ojczyzno!”

Jednostajna jazda niemieckimi autostradami to czas porządkowania myśli, to właśnie wtedy „tu” zmienia się w „tam” i odwrotnie.
Z kolei przekroczenie holenderskiej granicy niezmiennie dostarcza porcję wzruszenia. Wszak właśnie w tym maleńkim, zachodnioeuropejskim państwie urodziła się nasza najmłodsza córeczka, tu chłoną wiedzę i rozwijają swe zainteresowania nasze starsze dzieci, tutaj –jakby nie patrzeć – nasza rodzina wiedzie w miarę spokojne życie…

DSCN8120

Czy można zbagatelizować lub odrzucić te fakty? Bynajmniej…
„Witaj Holandio!”

Krajobraz widziany zza szyby samochodu zmienił się…
W miejsce polskich i niemieckich lasów, przetykanych fioletową wstęgą wrzosów, pojawiły się typowe holenderskie poldery: pola i łąki regularnie, co parę metrów, przeorane kanałami. Pole, kanał, pole, kanał, pole… I krowy, owce, konie – ot tak, dla urozmaicenia! Zatem jeszcze raz: „Witaj po wakacjach Holandio!”
Wróciliśmy.
Znów rozkładamy planszę naszego życia na twej ziemi, morzu wydartej.
Biegamy po twoim gruncie jak pionki po szachownicy.
Pora zacząć kolejną partię gry…
Coraz lepiej nam idzie, prawda?
Dzieciaki biegle porozumiewają się w języku niderlandzkim, chętnie chodzą do tutejszej szkoły. Mąż jest zadowolony z pracy. Ja… Jakoś próbuję dawać sobie radę każdego dnia starając się okiełznać najmłodsze dwuletnie dziecię i dom ogarnąć… Jakoś… 

Jak długa będzie aktualna rozgrywka?
Kto zwycięży? Co zastaniemy u mety? I co dalej nastąpi?
W końcu – gdzie ustawimy planszę naszego życia za rok – w Holandii czy w Polsce?

Ten rok jest dla nas znaczący.
Musimy podjąć ważną decyzję dotyczącą naszej przyszłości.
Tak sobie kiedyś obiecaliśmy… Nadszedł czas.
W tym roku szkolnym musimy dojrzeć do emigracji albo do powrotu do kraju.
Już pora…
Gdzie będzie „tu”, a gdzie „tam” ?

DSCN8122

Ten wpis został opublikowany w kategorii wiatrakowa codzienność i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

11 odpowiedzi na „Powroty, powroty…

  1. hrabina pisze:

    Powodzenia w nowym roku szkolnym, a Tobie szybkiego ‚przełączenia sie” na życie w Holandii.

    A ucisk w sercu pewnie się zmniejszy, ale zostanie gdzieś tam w głębi, wyczekujący na moment, żeby uderzyć… tak to już jest.

    Polubione przez 2 ludzi

  2. cichosza pisze:

    miło Cię widzieć 🙂

    Polubione przez 2 ludzi

  3. Ola pisze:

    Mam nadzieję, że dokonacie dobrych dla Was wyborów. Tego Wam bardzo mocno życzę.
    Cieszę się, że wróciłaś na bloga, ale rozumiem, że odpoczynek od mediów czasem się przydaje 🙂

    Polubione przez 2 ludzi

  4. Igomama pisze:

    Hrabino, Cichosza, Olu – dziękuję Wam bardzo za ciepłe słowa.
    Cieszę się, że mimo mojej długiej nieobecności na blogu, Wy jesteście…
    To bardzo miłe. Aż chce się wracać, gdy jest do kogo:)
    Pozdrawiam Was serdecznie i wszystkich Czytelników, którzy tu czasem zaglądają:)

    Polubione przez 1 osoba

  5. macocha pisze:

    życie to ciągłe dylematy …. 🙂

    Polubione przez 2 ludzi

  6. kalipso pisze:

    Tęsknisz. Życzę Wam, żebyście podjęli najlepszą decyzję. Dla wszystkich. Wiem, że to będzie niełatwe:*

    Polubione przez 2 ludzi

  7. Matka Puchatka pisze:

    Witaj z powrotem – na blogu 🙂
    Sporo mam przemyśleń po tym tekście, po przeczytaniu i zapewne trochę by mi zajęło, gdybym chciała tu wszystko wyłuskać, ale tak w skrócie napiszę, żeby nie było, że wcale się nie odezwałam.
    1. Podziwiam Cię, Kobieto, za to przetrzymanie laptopa w torbie. Wspaniale, że potrafisz odrzucić bloga, by żyć.
    2. Jakąkolwiek decyzję podejmiecie, będzie dobra – zróbcie tak, żeby było Wam i dzieciom jak najlepiej.

    Trzymam kciuki za powodzenie misji 🙂

    Polubione przez 2 ludzi

    • Igomama pisze:

      Witaj Puchatko, dziękuję za odwiedziny i podzielenie się swoimi spostrzeżeniami.
      Odpowiadam też w punktach:
      1. Pewnie dlatego potrafię przez 6 tygodni więzić laptopa w torbie, że mój „blogasek” (bo blog to za duże słowo) jest pisany tylko tak „hobbystycznie”, jako forma terapii w emigracyjnej samotności. Będąc w Polsce miałam inne zajęcia, potrzeby, priorytety…
      Zresztą moja zbuntowana dwulatka z lubością eksplorowała nowe otoczenie, więc wolnego czasu nie miałam za wiele;)
      2. No właśnie, oto jest pytanie: która decyzja najlepsza i dla kogo?
      Nasza rodzinka liczy pięcioro członków, a każda osoba ma inne zdanie na ten temat…
      I weź tu, człowieku, wybieraj, tak by wszystkich zadowolić… Ech…No nie da się;/
      Ale, bądźmy dobrej myśli:) Wsparcie i porada życzliwych osób wiele dla nas znaczy, więc dziękuję Ci Puchatko za Twój miły komentarz:) Pozdrawiam:)

      Polubione przez 1 osoba

  8. Powodzenia dzieciom w szkole…. trudna decyzja do podjęcia miałam podobną chociaż nie wyjechałam z kraju wyjechałam 800km od rodzinnego domu łatwo nie jest gdyż mąż jest tylko w weekendy czasami nie ma go w ogóle przez 3-4 tygodnie tak naprawde jestem zdana na siebie nie mam wsparcia od niedawna z kilkomam mamami się zaprzyjaźniłam i jakieś wsparcie mam ale początki nie były łatwe….

    Polubione przez 2 ludzi

  9. Igomama pisze:

    Dziękuję, że do mnie zajrzałaś i podzieliłaś się kawałkiem swojej historii…
    800 km to odległość, która robi wrażenie…:(
    Wyobrażam sobie, jak musiało Ci być na początku ciężko i samotnie, naprawdę współczuję…
    Znam smak rozłąki z mężem (on pracował w Holandii, ja z dziećmi byłam w Polsce – tak przez pół roku), więc potrafię zrozumieć, jak bywa Ci trudno, jak tęsknisz, jakie myśli przychodzą Ci do głowy… Mówią, że „co nas nie zabije, to nas wzmocni”, więc głowa do góry!
    Popatrz, już zaprzyjaźniłaś się z innymi mamami, coraz bardziej oswajasz się z nowym miejscem, które właściwie przestaje być nowe… Z czasem zaczyna być łatwiej.
    Trzymam kciuki za Was i wszelkiej pomyślności życzę:)

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz